Mieliśmy swoją prywatną rajską wyspę. Tak, to prawda. Takie rzeczy tylko na Sumatrze. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało, był to nasz urlop w podróży.
Mimo, że absolutnie uwielbiamy podróżować i odkrywać nowe miejsca, to potrafi być to naprawdę męczące, szczególnie przy tempie jakie sobie narzuciliśmy. W żadnym miejscu nie spędzamy więcej niż 2/3 dni, w ciągu których nie wylegujemy się tylko intensywnie odkrywamy okolicę. W związku z powyższym co chwilę jesteśmy w podróży – w lokalnych autobusikach spędzamy od 6 godzin do nawet 2 dni, za każdym razem pokonując trasę jak z Wrocławia nad morze. Minimum. W międzyczasie dochodzą do tego tak prozaiczne czynności jak pakowanie/rozpakowywanie całego dobytku czy znajdowanie noclegów. Żeby nie było – nie marudzimy, zwyczajnie cieszyliśmy się na kilka dni błogiego lenistwa.
O wyspach Banyak mało kto wie, nie jest to popularny turystyczny szlak, nawet lokalsi dziwili się, że je znamy. Czytając o Sumatrze przypadkiem trafiliśmy na informację o nich na jednym z polskich blogów podróżniczych. Z relacji wynikało, że są niesamowicie piękne i równocześnie niesamowicie trudno się tam dostać. Podjęliśmy wyzwanie. 😉 W skrócie – 2 dni podróży, pierwszego dnia – 4 lokalne autobusy i 10 godzin dziurawej górskiej drogi, drugiego dnia – 2 łodzie, łączny czas około 7 godzin.
Dotarliśmy do raju.
Biały piasek, błękitny ocean, palmy i kilka bungalowów. Nie potrzebowaliśmy niczego więcej do szczęścia. Tym bardziej, że okazało się, że na wyspie jesteśmy tylko my i 3 osoby z obsługi. W życiu nie spodziewaliśmy się, że w trakcie naszej “budżetowej podróży”, będziemy mieli rajską wysepkę na wyłączność.
Na Palambak, bo tak nazywa się wyspa, spędziliśmy 5 dni. Snorkowaliśmy, pływaliśmy, czytaliśmy książki i zajadaliśmy się świeżymi rybami. Nie ma co się rozwodzić – niech przemówią zdjęcia.
Pozdrawiamy!